sobota, 1 kwietnia 2017

rozdział 3

Na lotnisku było bardzo dużo ludzi oraz dziennikarzy. Czekali na zdjęcia, kilka słów na zadane pytania, ale menedżerowie prosili, abym niczego nie komentował. Z okularami na nosie i torbą podręczną na ramieniu, szedłem przez platformę wraz z ochroniarzami. Blaski fleszy migały mi przed oczami. Fanki próbowały zrobić sobie ze mną zdjęcie. Przystanąłem na moment i zrobiłem z trzema, może czterema. Niestety na więcej nie miałem czasu, więc posłałem im krótki uśmiech i szybkim krokiem udałem się do podstawionego, czarnego vana. Takie życie wiodłem od bardzo dawna, chociaż byłem młody. Wszedłem w świat show-biznesu, gdy miałem szesnaście lat. Wszystko potoczyło się szybko, tempo było zawrotne. Nie wiedziałem, że pójście do programu muzycznego tak wiele zmieni. A tu nagle przełom... Poznałem czwórkę chłopaków, którym musiałem zaufać i po prostu współpracować. Później było lepiej, gorzej, ale radziliśmy sobie w piątkę. Kiedy podpisywałem pierwszy kontrakt, byłem dzieciakiem podekscytowanym tym wszystkim, co się działo i niezupełnie wiedziałem, na co się piszę. Ale nie było odwrotu. One Direction zaczęło istnieć. My pisać piosenki, koncentrować. Na początku mieliśmy z tego zabawę, fajne przeżycia, ale z kolejnymi latami dorastaliśmy, dojrzewaliśmy i poznawaliśmy show-biznes, który nigdy nie jest łaskawy. To co robimy nie zawsze nam odpowiada. Czasem po prostu jest to narzucone. O ósmej rano dzwoni telefon, menadżer rzuca krótko "dziś spotykasz się z Taylor" i nie ma odwrotu. Spotykam się z Taylor, idę z nią na kawę, a kilku paparazzi uwiecznia to na zdjęciach, by potem posłać w świat, aby fani oraz inni ludzie uwierzyli, że uwodzę kobiety jednym spojrzeniem. 
Tak właśnie wygląda mój świat. Muzyka zaczęła stać na drugim miejscu, bo zarząd skupiał się na promocji zespołu, sławie, ustawkach i reklamach. Nie nadążałem. Zresztą nie tylko ja, skoro jeden z nas odszedł, rezygnując z tej zabawy. To nie było TO, czego pragnęliśmy głęboko w sobie. One Direction stało się produktem, który miał zarabiać i przynosić sporą kasę. Gdzieś tam to miało sens. Jasne, że tak. Dzięki temu poznałem tylu dobrych ludzi i kilku nowych przyjaciół. Na dodatek miałem Louisa, Nialla oraz Liama, a także Zayna. Miałem także fanów, którzy stali za nami murem. Ale cóż z tego, skoro zacząłem się gubić? Pewnego dnia otworzyłem oczy i poczułem, że to nie jest to, za czym chcę biec. Chciałbym napędzać świat muzyką, która siedzi mi w głowie, którą posiadam w sercu. Zrozumiałem jak wiele mnie blokuje i ogranicza, tylko dlatego, że rządzi mną ktoś inny. Wydaje polecenia, rozkazy. Okej, tego nie dało się uniknąć, ale można było zmniejszyć. 
Kiedy w czwórkę z chłopakami usiedliśmy przy jednym stole i rozpoczęliśmy ten temat, każdy pokiwał głową i przyznał rację. Czas na przerwę. Czas na zmianę. Czuliśmy to od dawna, ale ciężko było wyrwać się z planów i terminów. Trasa dobiegła końca. Nowy album został wydany. I koniec. One Direction zostaje zawieszone, a my gorąco zapewniamy, że wrócimy. Nie wiem tego. Przyznaję szczerzę, że nie wiem. Ale zarząd nie pozwoli, by One Direction oficjalnie zostało rozwiązane, ponieważ zarabia na tym. Niall najbardziej z nas wszystkim zobowiązał się do podtrzymywania tematu. "Wrócimy". Nie lubię okłamywać fanów. Dlatego tego nie robię. Nie mam pojęcia, czy wrócę na scenę z zespołem. Ale za to doskonale wiem, że wrócę na scenę z własnym projektem muzycznym, nad którym pracowałem przez ostatnie miesiące. Pisałem piosenki od dawna, lecz nie wszystkie pasowały do boysbandowego klimatu, więc niektóre rzucałem do szuflady i zapominałem. W końcu jednak nadszedł czasu, że mogłem skupić się tylko na sobie i na tym, czego ja chcę w swojej muzyce. Nikt mnie nie ograniczał. Poszedłem do studia i po prostu nagrałem to, co dawno siedziało mi w głowie. Tak powstał mój album, z którego byłem cholernie dumny, choć go jeszcze oficjalnie nie wydałem. Parę osób ze środowiska muzycznego miało okazję przesłuchać płytę, tak jak i Niall z Louisem oraz Liam. Wszyscy uznali, że to jest... to jest to. Własnie dzisiaj promowałem moją piosenkę. – Sign of the times. Po to przyleciałem do Nowego Jorku, zresztą miałem tu zostać przez najbliższy tydzień, a później odwiedzić Los Angeles i Miami. Na końcu ponownie wracałem do Nowego Jorku, aby zaplanować kilka występów i trasę koncertową. Natomiast za miesiąc chciałem odwiedzić Anglię, Londyn i rodzinne miasto Holmes Chapel. Nie ukrywam, że cholernie stęskniłem się za moją rodziną. Mama rozmawiała ze mną bardzo często, mieliśmy świetny kontakt. Jednak to nie to samo, co osobista wizyta. Przy okazji zobaczę się też z Gemmą, moją siostrą.
Siedząc w vanie i patrząc na mijane budynki, stukałem palcami w notes, w którym pisałem piosenki. Zastanawiałem się na tym, czy kiedykolwiek cofnąłbym czas i tak naprawdę, nie zrobiłbym tego. Za dużo bym stracił. Nie mówię o pieniądzach. Chodzi mi o wartość poznanych osób, odwiedzonych miejsc i tej energii jaką dało mi bycie w zespole. Nie, nie zrezygnowałbym z tego.
Występ miałem jutro u znanego dziennikarza, prowadzącego talkshow. Jimmy Fallon zaprosił mnie, bym u niego wystąpił premierowo z piosenką. Z miłą chęcią się na to zgodziłem. Byłem ciekaw reakcji fanów. Po nich nie wiadomo czego się spodziewać. Jednymi będą wspierać, drudzy nie. Ale takie jest życie. Nie mogę liczyć na to, że każdej osobie spodoba się moja twórczość. Po sześciu latach w zespole już do tego przywykłem.
W radiu leciała właśnie piosenka Louisa – Just Hold On. Uśmiechnąłem się pod nosem dumny z mojego przyjaciela. Po stracie matki radził sobie bardzo dobrze. Jakoś się trzymał. Promował nowy singiel wraz ze Stevem, który z nim współpracował. Naprawdę cieszę się, że teraz każdy z nas ma swój kierunek.
– Jesteś gotowy? Fani stoją przed hotelem. – Usłyszałem głos Dave'a, który siedział na miejscu obok kierownicy. Spojrzał na mnie przez ramię.
– Tak, idziemy. – Schowałem notes do torby i przesunąłem się do drzwi.
Dave wysiadł, a ja za nim. Usłyszałem głośne piski i swoje imię wykrzyczane przez kilkanaście nastoletnich dziewczyn. Uniosłem dłoń, machając im. Lekko przygarbiony szedłem w stronę drzwi hotelowych. Przed nimi również stała ochrona.
– Harry, Harry, proszę, zrobisz z nią zdjęcie? – Usłyszałem kobiecy głos, gdy wszedłem na schodek. Odwróciłem głowę w prawo i ujrzałem kobietę, która trzymała dłonie na ramionach, na oko pięcioletniej dziewczynki o blond włosach. Mała uśmiechała się, wpatrując we mnie błękitnymi oczami.
– Oczywiście. – Powiedziałem z uśmiechem i pochyliłem się, biorąc dziewczynkę na ręce.
Oplotła rękoma moją szyję. Spojrzeliśmy w stronę jej mamy, która zrobiła nam zdjęcie. Widziałem po niej, że była wzruszona.
– Lubię cię, Harry – usłyszałem radosny głosik małej.
Zaśmiałem się i postawiłem ją na nogach.
– Miłego dnia. – Powiedziałem uprzejmie i zniknąłem w budynku hotelu.
Zarząd dbał o lokum, samolot i wszystko inne. Opłacał pokoje, tak jak i teraz. Hotel Victoria był bardzo prestiżowym hotelem w Nowym Jorku. Kilka lat temu, pracując w piekarni, nie pomyślałbym, że znajdę się tutaj jako gość, a nie pomywacz. Jednak los pisze dla nas różne scenariusze, których nie możemy się spodziewać. Jeszcze wiele w życiu mnie zaskoczy.
Podszedłem do recepcji i oparłem dłonie na marmurowym kontuarze.
– Dobry wieczór – odezwałem się, zwracając na siebie uwagę młodej recepcjonistki.
Posłała mi miły uśmiech i podeszła bliżej.
– Pan Styles, tak? – zapytała z grzeczności, choć widziałem po niej, że wiedziała kim jestem.
Kiwnąłem głową i odebrałem kluczyk.
– Dziękuję. – Uśmiechnąłem się i poprawiając torbę na ramieniu, ruszyłem do windy, bo pokój znajdował się na dziesiątym piętrze.
Niedługo później byłem na górze. Podrzucałem kluczyk w ręce, idąc po korytarzu i szukając numeru na drzwiach. Obok mnie przeszła pokojówka, pchając wózek z ręcznikami i pościelą. Nie zauważyła mnie, bo czytała coś w notesie. Najwyraźniej było to bardzo ważne. Uśmiechnąłem się pod nosem i otworzyłem drzwi od pokoju, w którym została już ustawiona walizka, wcześniej zabrana przez kierowcę i oddana w ręce boya. Odetchnąłem głęboko i podszedłem do okna, aby wyjrzeć na Nowy Jork.
Przejechałem palcami po dolnej wardze, obserwując kilka żółtych taksówek, które przecinały ulice. Korzystając z tego, że byłem w tym mieście, na pewno chciałem zwiedzić galerię sztuki, jedną z najlepszych. Wcześniej nie miałem okazji, a oglądanie dzieł sprawiało mi niebywałą przyjemność. Sztuka była dla mnie tak samo ważna jak muzyka i bez niej nie potrafiłbym odnaleźć się w życiu. Potrzebowałem tego.
Telefon w kieszeni moich czarnych spodni zawibrował. Sięgnąłem po niego i ujrzałem zdjęcie mamy.
– Halo? – odebrałem połączenie.
– Synku, jesteś na miejscu? – Spytała.
Od ostatniego czasu przejmowała się zamachami, zresztą ja również. To wszystko co działo się na świecie mnie przerażało. Nie dziwiłem się, że wolała mieć pewność, czy dotarłem cały i zdrowy.
– Tak. – Odparłem i oparłem czoło o chłodną szybę. – Mamo, ruszamy z tym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz