środa, 12 kwietnia 2017

Rozdział 6

Dochodziła siedemnasta, godzina, która oznajmiała mi, że mogę szykować się do domu. Dzisiaj mieliśmy bardzo dużo zajęć ze względu na tłum gości. Przybyli niespodziewanie w wielkich ilościach. Zwiedziłam dwa piętra, sprzątając i szykując każdy pokój. Później musiałam wykonać drobniejsze rzeczy, ale również pochłaniające energię. Byłam wyczerpana, choć jedna rzecz poprawiała mój humor, a mianowicie róża, którą trzymałam w ręce, kiedy zakładałam płaszcz.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poprawiłam włosy, zerkając w lustro. Nieco pobladłam, bo byłam zmęczona i głodna. Jak najszybciej chciałam wrócić do domu. 
– Do zobaczenia jutro. – Alice pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i wyszła przede mną.
Zapięłam płaszcz i zabrałam torebkę z szafki. Pożegnałam się z innymi pracownicami i opuściłam pomieszczenie socjalne, przygarniając różę do piersi. Z hotelu wychodziliśmy drugim wyjściem, używanym przez gości rzadko, ponieważ to bardziej droga dla pracowników i droga ewakuacyjna. Mało razy mi się zdarzało, bym weszła przez główne wejście. 
Zapatrzona w kwiat ignorowałam wszystko dookoła. Najpierw zderzyłam się z czymś twardym, a potem silne ręce powstrzymały mnie przed upadkiem.
– O Boże – szepnęłam, otwierając oczy.
Myślałam, że dostanę zawału, kiedy zauważyłam Harry'ego, który mnie podtrzymywał.
– Zdecydowanie powinnaś bardziej uważać – odezwał się zachrypniętym głosem, od którego przeszły mnie ciarki.
– Dziękuję. – Powoli stanęłam prosto i wypuściłam powietrze z ust. – Przepraszam.
– Cóż... Jak wynagrodzisz mi to że mnie staranowałaś? – próbował ukryć uśmiech
Uśmiechnęłam się i przekrzywiłam głowę, zastanawiając się. Był tak cholernie miły i uprzejmy... Chyba nigdy więcej nie uwierzę w to, co piszą gazety. 
– Powiem ci, że nie ukradłam twojego ręcznika, chociaż pokusa była ogromna.
– Wyrazy wdzięczności – zaśmiał się
Wyglądał na rozluźnionego i rozbawionego. Za jego plecami czaiła się ochrona. Dostrzegłam dwóch mężczyzn, którzy stali w niewielkiej odległości od nas.
Ponownie przeniosłam wzrok na Harry'ego.
– No nie wiem, nie mam pomysłu, czego może chcieć osoba, która ma wszystko w ramach wdzięczności.
Harry kiwnął głową, zgadzając się najwidoczniej z moimi słowami. Spojrzał do tyłu, a ochrona cofnęła się znacznie, dając nam więcej prywatności. 
– Więc podaj adres, a ja będę o dwudziestej. – Zaproponował i przygryzł wargę
Zrobiłam dwa kroki do tyłu i przyjrzałam mu się uważnie. Różę wsunęłam do torebki, tak by jej nie zniszczyć. 
– Żartujesz ze mnie? – zapytałam już nieco poważniej.
Zmrużył oczy zdecydowanie zbity z pantałyku. 
– Dlaczego tak uważasz? – Uniósł brew zdziwiony.
Wzruszyłam ramionami i stanęłam z nogi na nogę poddenerwowana. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z takim facetem, jakim był Harry. 
– Wolno ci robić takie rzeczy? Przecież jestem pokojówką i ty na pewno masz jakieś zasady. Nie wiem, jak wygląda wasz świat, ale to nie może być takie proste.– Wyjaśniłam. – Prawda? – dodałam, sama nie będąc pewna.
– Nie prawda. To, że jesteś pokojówką, nie oznacza, że nie możemy zjeść kolacji. Ale nie będę cię zmuszał i się narzucał.
Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową. Nie chciałam go urazić. Po prostu to było dla mnie niewiarygodne. Rozumiecie. To tak jakbyście wyciągnęli ze swoich myśli scenkę, którą odgrywaliście w głowie tysiące razy, a teraz zdarzyła się naprawdę.
– Nie czuję się zmuszona. Gdzie mogę zapisać adres? – zapytałam.
Podał mi notes i długopis. Ten slynny brązowy notes.
Otworzyłam go na wolnej stronie. Czułam się, jakbym otwierała sekretną księgę. On na pewno miał tam zapisane teksty piosenek, cytaty i inne tym podobne rzeczy. A ja właśnie wpisywałam mu adres swojego niewielkiego mieszkania, który pewnie przypomina jego salon.
– Czyli o dwudziestej?
– O dwudziestej. – Wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
Nie mogłam się powstrzymać. Tak wiele o tym marzyło, w tym ja. Po prostu Vanessa.
Harry uśmiechnął się tylko i wszedł do hotelu. Jego ochroniarz zaprowadził mnie do jakiegoś samochodu. Nie bardzo wiedząc, czemu jadę z nim, wsiadłam do środka. To był czarny van jakim często jeżdżą sławni ludzie.
Wysadził mnie pod supermarketem. Musiałam zrobić zakupy na kolację. Nie zajęło mi to wiele czasu, chciałam uwinąć się, jak najszybciej, bo do dwudziestej były tylko trzy godziny. Kierowca czekał na mnie i razem z zakupami odwiózł pod sam dom.
Kręciłam się po mieszkaniu robiąc trzy rzeczy na raz. Gotowałam, sprzątałam i próbowałam się przebrać, by nie wyglądać tak fatalnie jak teraz. W całym zamieszaniu w moje ręce wpadła koszulka w niebiesko-białą kratę. Dobrałam jeszcze białe jeansy i przebrałam się, a koszulę wpuściłam w spodnie. Kilkakrotnie poprawiałam makijaż, chociaż nie był zbyt mocny, po prostu nie chciałam, aby coś było nie tak.
Wróciłam do kuchni, czując, że moja kolacja powoli jest gotowa. Harry przyszedł punktualnie. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, kiedy szlam do holu. Powoli otworzyłam drzwi, czując jak się stresuję i mam ochotę zapaść pod ziemię. Miał bukiet kwiatów. Tym razem nie róże. Były bardzo kolorowe. Wesołe.
– Dobry wieczór. – powiedział cicho.
– Cześć – odparłam z lekkim uśmiechem. – Proszę. – Odsunęłam się w drzwiach, by mógł wejść.
Granatową koszulę zmienił na białą z podwiniętymi rękawami. Wciąż wyglądał perfekcyjnie.
Harry rozejrzał się dookoła. Niecierpliwie czekałam na jego reakcję. Mój żołądek został ściśnięty w supeł z tych wszystkich nerwów.
– Bardzo ładne mieszkanie. – skinął z uznaniem głową.
Potem spojrzał na mnie i podał mi kwiaty
– Dziękuję – uśmiechnęłam się jeszcze raz, podziwiając piękny bukiet. – Pewnie nie jesteś przyzwyczajony do takiej przestrzeni.
– Jestem normalny. – stwierdził – Nie traktuj mnie inaczej tylko dlatego, że jestem znany.
– Przepraszam, Harry. Nigdy nie miałam z kimś takim do czynienia. – Mruknęłam i przeszłam do małego salonu, łączonego z kuchnią.
– Z takim to znaczy jakim? – Spytał, idąc za mną.
– No właśnie znanym. – Podeszłam do zlewu i wlałam wodę do dzbanka, aby wstawić kwiaty.
– Nie wszystko co słyszymy w telewizji lub czytamy na Twitterze jest prawdą.
To też wiedziałam. Ale jednak... Harry widział więcej, podróżował, poznawał miliony osób. Jego światopogląd był o wiele większy niż mój. Czułam się ograniczona przez moje możliwości i nic nie mogłam z tym zrobić. Właśnie dlatego tak bardzo się denerwowałam. Że powiem coś nieodpowiedniego, że nie będę mogła kontynuować z nim jakiegoś tematu, jaki poruszy i że uzna mnie za... po prostu, głupią.
Podałam do stołu i tam też go zaprosiłam. Onieśmielał mnie nawet spojrzeniem.
– Napijesz się czegoś? – spytałam, zerkając w stronę regału, na którym stały dwie butelki wina.
– Chętnie. – podążył za mną wzrokiem.
Podeszłam do mebla i wzięłam butelkę z czerwonym winem. Przyniosłam też dwa kieliszki. Podałam Harry'emu korkociąg, bo mnie drżały ręce.
Otworzył butelkę i napełnił kieliszki.
– Więc opowiedz mi o sobie.
– Chyba już trochę wiesz. W zasadzie to nie mam co opowiadać, bo nie jestem ciekawa. Byłam kiedyś fanką One Direction i to dlatego reaguję na ciebie inaczej... Kiedy jednak zaczęłam pracować i utrzymywać się, zapomniałam o idolach i innych takich rzeczach. Nie miałam czasu. To brzmi jakbym była nie wiadomo jak stara. – Zaśmiałam się. – A mam tylko dwadzieścia jeden lat.
– Rozumiem... – zamoczył usta w alkoholu.
– Chciałabym robić tysiąc innych rzeczy niż sprzątanie, ale pewnych spraw nie przeskoczę. Poza tym dzięki temu poznaję świat, do którego nigdy nie będę mieć wstępu.
– Nigdy nie mów nigdy – ostrzegł zdecydowanie i odstawił kieliszek na blat szklanego stołu.
Pokręciłam głową i wzięłam łyk wina. Zaczęliśmy jeść i widziałam, że Harry'emu smakuje.
Zauważyłem również, że rozgląda się po moim mieszkaniu z zaciekawieniem. W pewnym momencie uśmiechnął się i wskazał widelcem przedmiot, na który patrzył. Wskazał na półkę, a dokładniej na koszyki, znajdujące się na niej.
– Dosyć sporo płyt. Jaką muzykę preferujesz? – spytał, wwiercając we mnie swoje spojrzenie. Nie robił tego specjalnie, ale za każdym razem, gdy tak się mi przyglądał, krępował mnie.
Wzruszyłam delikatnie ramionami.
– Wszystkiego co leci w radiu. Nie chcesz wiedzieć co jest w tym koszyku. – Zaśmiałam się, zakrywając twarz dłońmi.
– Mógłbym zajrzeć? Wybacz, ale jednak chciałbym wiedzieć – zaśmiał się cicho, pokazując rząd swoich równych rzędów i dołeczki w policzkach.- Staram się cię rozgryźć, Vanesso. Mówisz, że jesteś najzwyczajniejszą w świecie pokojówką, ale czuję, że to, co w tobie ciekawe starasz się zamieść pod, przysłowiowy, dywan.
Uniosłam brwi zaskoczona jego stwierdzeniem. No tego bym się nie spodziewała. Próbował mnie poznać, bardziej niż przypadkową osobę, z którą więcej się nie spotka.
– Dobrze, pozwolę ci tam zajrzeć, ale pod warunkiem, że powiesz mi, co oznacza bukiet, który mi dałeś.
– Żaden problem. – Wstał i podszedł do bukietu. – Kolor żółty zazwyczaj oznacza negatywne uczucia, ale w połączeniu z czerwienią dają radość, szczęście. Dlatego wybrałem żółte i czerwone frezje, które generalnie są wyrazami szacunku i radości. Dodatkowo czerwone wyrażają to, że cieszy mnie twoja obecność. Poprosiłem także, aby dano kilka zielonych i białych ozdób, żeby bukiet nie był zbyt pusty, ale one akurat są tylko dekoracją – opowiadając o bukiecie, wskazywał na kwiat, który w tej chwili opisywał.
Trzymałam ręce splecione pod podbródkiem i wpatrywałam się w niego oczarowana. Mówił to jakby zdradzał mi sekret. Kwiaty musiały być jego pasją, zapewne miał piękny ogród, o który dbał. Tak mi się wydawało. Co za specyficzny mężczyzna... Coraz bardziej niewiarygodny i nieosiągalny.
– Przepiękne są. Dziękuję. – Powiedziałam z uśmiechem. – Teraz możesz zerknąć do koszyka.
Zaśmiał się pod nosem na moje słowa. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zabrzmiałam trochę jak mama dająca pozwolenie dziecku na zabawę lub zjedzenie ulubionego przysmaku. Mimowolnie sama się zaśmiałam.
Obserwowałam go jak zdejmuje koszyk z półki i stawia go na parapecie obok. Po chwili zaczął przeglądać jego zawartość. Każdej płycie poświęcał tyle samo czasu, no może niektórym nieco dłużej, ale tak czy siak widać było, że nie obchodziło go czy była to płyt artysty wykonującego pop, rock czy jazz. Doceniał pracę każdego z osobna.
Byłam pewna, że zauważył już wszystkie albumy One Direction, ale miałam sentyment do tych płyt. Nie chciałam ich nigdzie ukrywać. Oprócz nich w koszyku miałam także Eda, Adele, Coldplay, muzykę klasyczną.
Wstałam i zebrałam talerze, żeby schować je do małej zmywarki. W tym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiona przeszłam do holu, żeby otworzyć. Nikogo się nie spodziewałam, ale już się domyślałam kto to będzie.
W progu stał Calvin. Lekko się chwiał.
– Daj mi stówę. – Powiedział.
Spojrzałam na niego zmieszana. Nie chciałam dawać mu pieniędzy z obawy, że je przegra. Poza tym nie miałam stu dolarów...
Zdawałam sobie sprawę, że zwrócił również uwagę Harry'ego. Przede wszystkim dlatego, że przestałam słyszeć odgłosu cichego obijania się o siebie plastikowych opakowań.
– Dobry wieczór. – Podszedł bliżej i podał rękę mojemu wstawionemu bratu. Po prostu. Zastanawiałam się co siedzi teraz w jego głowie. Szok, zdziwienie, złość na mnie? Nie wiem. Nie umiałam wyczytać z jego twarzy. Nie potrafiłam niczego z niej wyczytać
– Dobry wieczór. – Powiedział Calvin nieco zdziwiony. Patrzył na Harryego, jakby zobaczył ducha. –Masz randkę, siostrzyczko? Daj mi stówę i mnie nie ma. - Uniósł ręce do góry jako znak obrony.
– Calvin, nie mogę ci dać pieniędzy. Poza tym nie mam tyle. – Szepnęłam zawstydzona i bardzo skrepowana.
– Spokojnie, ja mam – odparł Harry, po czym wyciągnął z kieszeni portfel. – Choć właściwie... może lepiej zostań z nami. Twoja siostra przygotowała pyszną kolację.
Początkowo nie byłam zadowolona z tego, że Harry chciał, aby Calvin z nami został. Nie byłam też zadowolona z tego, że chciał dać mu pieniądze. Oczywiście, że nie. Po chwili jednak zaczęłam się domyślać intencji Harry'ego. Mój brat był całkowicie wstawiony. Gdyby ktoś dał mu te pieniądze prawdopodobnie by je przebił lub przegrał. Harry o tym wiedział, zauważył to. No, przynajmniej to pierwsze. Martwił się i chciał mu pomóc, choć widział go pierwszy raz i to w dodatku w totalnie napojonej i żałosnej postaci.Był za dobrym człowiekiem na ten świat. Spojrzałam na Harryego, później na brata. Zamknęłam za nim drzwi.
– Chodź do stołu. – Poprosiłam i wskazałam na salon. – Albo nie. Najpierw idź się umyj, a ja podam kolację. – Dodałam chłodniej.
– Dzięki. – Mruknął i wszedł do małego pomieszczenia.
Jakim cudem ten chłopak tak się stoczył? Grał, miał pieniądze, dom, pasję. A teraz... brakowało mi słów.
– Pomóc ci przygotować stół?– spytał Harry, zbierając płyty, które powyjmował z koszyka.
Gdy już się z tym uporał, podszedł do mnie i spojrzał wyczekująco. W chwili, w której miałam mu odpowiedzieć usłyszeliśmy huk dochodzący z łazienki.
Spojrzeliśmy po sobie. Chciałam pójść pomóc bratu, ale Harry zatrzymał mnie.
– Pomogę mu. Ty przygotuj kolację dla niego, dobrze?
Kiwnęłam głową, patrząc na niego z wdzięcznością.
– Jesteś najlepszy – powiedziałam z podziwem i przeszłam do aneksu kuchennego, zabierając się za odgrzanie kolacji dla Calvina.
Miałam ogromną nadzieję, że się uspokoi, zje i nie wiem, pójdzie spać na kanapie. Nie widziałam innego wyjścia, choć nie tak sobie wyobrażałam ten wieczór.
Przygotowywałam dla niego kolację, nasłuchując uważnie odgłosów dochodzących z łazienki. Modliłam się o to, żeby Calvinowi nic więcej nie odwaliło. Moje błagania jednak nie zostały wysłuchane, bo już po chwili usłyszałam odgłosy wymiotów. Boże, chyba nie mogło być już gorzej.
Usiadłam na krześle przy stole i zasłoniłam twarz dłońmi. Było mi przykro i czułam też wstyd. Nie zostawiłabym brata bez pomocy, ale to, że tego był świadkiem Harry, było okropne. Trwało to dłuższą chwilę, ale jakiś czas później wyszli z łazienki. Calvin wspierał się na ramieniu Harry'ego, który poprowadził go na kanapę.
– Wybacz, Vanesso, ale myślę, że Calvin nie powinien teraz nic jeść.
– Oczywiście. – Mruknęłam i wzięłam szklankę z wodą. Ocierając łzy, których nie kontrolowałam, podeszłam do brata i podałam mu wodę.
Wziął kilka łyków i położył się, zamykając oczy. Poprawiłam mu poduszki pod głową.
Teraz mogłabym zaprosić Harryego do drugiego pokoju, lecz tam moglibyśmy usiąść tylko na łóżku, a to byłoby niezręczne.
– Chciałem poprosić cię, abyśmy posłuchali jednej z twoich płyt, ale w takim wypadku musimy chyba z tego zrezygnować. – Mimo tego, co do mnie mówił na jego ustach widniał uśmiech. –Wniosek z tego jeden: muszę cię znowu odwiedzić, żeby móc posłuchać z tobą muzyki.
– Naprawdę? Chciałbyś to powtórzyć? – zapytałam zaskoczona, ale pozytywnie. – Cholera, Harry... Cieszę się, że miałam okazję cię poznać. – Pokręciłam głową niedowierzająco.
– Ja również cieszę się cię poznałem, no i twojego brata. Wiesz, że dał nam swoje błogosławieństwo? – Zaśmiał się, zerkając na śpiącego Calvina.
– Boże, nie słuchaj go. – Westchnęłam. – Kiedy wyjeżdżasz z Nowego Jorku? – zapytałam.
Głęboko w sobie miałam nadzieję, że mieliśmy trochę więcej czasu niż jeden, czy dwa dni. Chęć poznania go była silniejsza. To trochę jak jedno z opowiadań na blogach, które kiedyś czytałam, mając czas i kochając One Direction ponad życie.
– Jeszcze nie wiem. Mam kilka spraw do załatwienia w najbliższym czasie, ale coś czuję, że chyba zabawię tutaj nieco dłużej niż planowałem. – Wzruszył ramionami, spoglądając na mnie roześmianymi oczami. Czy chodziło mu o mnie? Nie mogło przecież chodzić o mnie.
Poczułam jak się czerwienię, więc szybko odwróciłam wzrok. Nieopodal leżał koc, w którym zauważyłam swą deskę ratunku.
– Przykryję go lepiej – odparłam niemrawo.
Szybko podeszłam do pufy i wzięłam koc w czerwono białą kratę. Przykryłam nim Calvina. Spał jak zabity, o to się nie musiałam martwić. Do rana nie wstanie. Później nadejdzie kac, ale to już jego wina.
Zauważyłam, że Harry zbiera się do wyjścia. Odprowadziłam go do drzwi. Przed lustrem, w którym ja codziennie poprawiałam fryzurę, Harry zapiął kołnierzyk koszuli.
– Więc mam nadzieję, że jutro zobaczymy się chociaż przelotnie. – Odezwałam się z nadzieją.
– Też mam taką nadzieję -odpowiedział, zakładając na siebie ubranie wierzchnie. Poprawił jeszcze ostatni raz włosy przed lustrem, po czym odwrócił się do mnie. – To był miły wieczór. Mówię to szczerze. Nie przejmuj się swoim bratem. Sam mam rodzeństwo i wiem jak może wprowadzać w zakłopotanie
Uśmiechnęłam się do niego, czując ulgę, że nie nie miał mi nic za złe.
Kolejny raz tego dnia wspięłam się na palce i musnęłam ustami jego policzek.
– Dobranoc, Harry. – Szepnęłam i odsunęłam się.
Zapewne moje policzki przybrały kolor czerwony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz